Jakieś 4 miesiące temu "wyprowadziliśmy" syna z naszej sypialni, "wypościliśmy go z klatki" i zdemontowaliśmy front łóżeczka. Od tego czasu nasze noce są przeróżne od tych idealnych - przespana cała noc, do wędrówek po sypialniach i przymierzania się do każdego łóżka. Czasami już sama nie wiem czy nie za szybko go od nas "wymeldowaliśmy" bo jak był w naszym pokoju to spał jak aniołek do wczesnych godzin porannych, o tym już kiedyś było :)
teraz bywa naprawdę różnie każda noc jest inna, nie ma tak zwanej nudy, całe noce które przesypia sam są jak na lekarstwo...
Ostatnio była ciężka noc, wszędzie dla Smyka było niewygodnie... Zauważyłam, że jak przychodzi do nas i mimo wszystko nie może znaleźć "swego" miejsca (kładzie się to tu to tam) to znak, że trzeba go zanieść do siebie i ułożyć do snu - u mnie to się zawsze sprawdza, u M... no właśnie :) w weekendy jest zasada ze mama śpi, tata wstaje - poinstruowałam tatę co ma zrobić z synem i sama położyłam się spać... po jakimś czasie przebudziłam się i widzę, że syn leży obok mnie, a taty nie ma... pierwsza myśl- tata się poddał pozwolił Szymonowi spać z nami, a sam jest teraz w toalecie... budzę się po raz kolejny i już wiem co się stało... tata zapewne sam zasnął u Szymona, a syn tup tup tup jest u mamy :) najśmieszniejsze było to jak M. opowiadał mi historie z jego perspektywy... "Ilona ja nie wiem jak to się stało ale sam zasnąłem i po ocknięciu się z tak zwanej krótkiej drzemki zacząłem progres cichego wychodzenia w stylu ninja wychodzę z pokoju najciszej jak potrafię na palcach i na bezdechu (tak się starałem żeby nawet palce i inne stawy nie strzelały nie wspominając o skrzypiącej podłodze), wchodzę do sypialni, a tam Szymon "krzyżem" na moim miejscu w grubo zapadniętym śnie., jak to możliwe?! Przecież ja swoim ciałem zablokowałem mu jedyna możliwość "ucieczki" z łóżeczka?" Hahaha...