Myślę, że każdy rodzic pragnie dla swojego dziecka szczęśliwego dzieciństwa jak i dobrego startu w dorosłym życiu.
Po przeczytaniu MASY książek typu poradnikowo- wychowawczych myślałam, że już wszystko (no może dużo będzie lepszym okresleniem) wiem.
Od początku.
Jeszcze przed ciążą, a nawet w czasie jej trwania miałam w głowie swój idealny model matki (jaka być powinnam)...
uhhh jak szybko życie zweryfikowało wyobrażenia...
choć nie powiem, staram się być twarda.
Po porodzie miałam "listę" rzeczy / zachowań, które będę starała się wdrążyć w nasze życie, a które absolutnie nie będą dopuszczalne... miałam na myśli na przykład: korzystanie z metody BLW, nienoszenie Szymka "za dużo" na rekach, niedawanie mu smoka, absolutny zakaz podawania słodyczy, zakaz spania z nami w jednym łóżku itp itd (na pewno nie jedna z Was też miała / ma taki swój dekalog)...
Teraz odnoszę wrażenie, że popełniam wszystkie możliwe błędy wychowawcze :) całe szczęście po rozmowie z innymi matkami "po fachu" wiem, że nie ja jedna mam takie dylematy... nie ja jedna poddaję się w nocy i kładę Smyka obok nas... nie ja jedna wiedząc, że nic złego się nie dzieje, a on wymuszonym płaczem prosi nas o wzięcie na ręce poddaje się i to czynnie... (cześć rzeczy jednak twardo trzymam w ryzach i nie popuszczam),
a przecież nie tak miało być!
Czy to znaczy ze jestem słaba, a może że nie chce dobrze dla mego dziecka...
Do tego posta nakłoniła mnie książka "Bojowa pieśń tygrysicy" Amy
Chua, mówiąca "dlaczego chińskie matki są lepsze", która wywołała prawdziwą burzę w Stanach Zjednoczonych.
Sama książka została okrzyknięta najbardziej kontrowersyjną książką roku
2011.
Amy Chua jest Chinką. Od urodzenia mieszka w Ameryce, mimo to,
bardziej niż Amerykanką, czuje się Chinką. Zwłaszcza w kwestii
wychowania dzieci, do której, jak większość Chinek, podchodzi niezwykle
ambitnie, a czasem wręcz - egoistycznie. Już na samym początku informuje
nas, czego nie wolno robić jej córkom - nocowania i bawienia się u
koleżanki, grania w szkolnym przedstawieniu, oglądania telewizji czy też
- dostawania ocen niższych aniżeli szóstka. W swoim postępowaniu, Amy
nie dostrzega niczego złego. Jej zdaniem "chińska matka", która zrobi i
poświęci wszystko, aby jej dziecko stało się geniuszem pod każdym
względem jest lepsza od "zachodnich rodziców", którzy są leniwi i tylko
proszą, aby dziecko się starało.
Sama słyszałam wiele historii o matkach zakazującym swoim dzieciom niemalże wszystkiego. Osobiście znam dziewczynę która (teraz piastuje bardzo wysokie stanowisko) przeklinała za młodu swoich rodziców (imigrantów z Chin). Którzy ciągle kazali jej się skupiać na osiągnięciu najlepszego (nie na jej możliwości, tylko najlepszego w dosłownym znaczeniu).
Pamiętam też Azjatów ze studiów którzy patrzyli na mnie z niedowierzaniem jak im mówiłam, że skopiowałam coś z internetu w swoim semestralnym eseju.
Z jednej strony dziwiły mnie ich opowieści, ale z drugiej zazdrościła im tego co osiągnęli, jakby nie patrząc ciężką pracą.
Teraz z perspektywy matki chciałabym dla Szymka wszystkiego co naj naj, jednak zdecydowanie nie za wszelka cenę! Od dziecka owszem trzeba wymagać, ale trzeba pozwolić być też dzieckiem. Tak wychowali mnie moi rodzice i ja też będę się starała taki model utrzymać!
Jak nic, znaleźć ten "zloty środek"- powiedziała zachodnia matka...
:p